Never Gravel Enough

Dolce vita!

Falujące wzgórza porośnięte soczyście zieloną trawą, szpalery cyprysów rysujące linię horyzontu i unoszący się w powietrzu zapach rozgrzanej ziemi, białego kurzu i ziół. Taka właśnie jest wiosna w Toskanii. Brzmi kusząco? Pewnie, że tak! Dlatego tego maja znów odwiedziliśmy ten piękny kawałek świata.

Eksplorując Toskanię, nie mogliśmy nie połączyć solidnych kilometrów z niepowtarzalnym klimatem włoskiego dolce vita. Ten camp był esencją tego, co kochamy najbardziej – dobrej jazdy, pięknych widoków, świetnej ekipy i lokalnych smaków. Rozpoczęliśmy w Pizie, gdzie spędziliśmy pierwsze popołudnie i wieczór. Miasto żyło już Giro, którego etap miał kończyć się tu kilka dni później. Szybkie zwiedzanie, wieczór zapoznawczy i możemy oficjalnie zaczynać przygodę!

Z Pizy wyruszyliśmy na południowy wschód, w stronę serca Toskanii. Wkrótce krajobraz zaczął się zagęszczać, a teren stawał się bardziej wymagający. Highlightem dnia był widokowy odcinek singlem przez falujące trawy, szlakiem Via Francigena. Każdy kilometr był tu jak nagroda – widoki zmieniały się jak w kalejdoskopie, a słońce podkreślało każdy odcień zieleni i ochry.

Florencja pojawiła się na naszej trasie nieprzypadkowo – tego dnia w Polsce odbywały się wybory prezydenckie, a my chcieliśmy spełnić swój obywatelski obowiązek. Dotarcie do konsulatu było nie lada wyzwaniem – przez zamknięte drogi, ogrodzone gospodarstwa i szalony ruch w samym mieście. W mieście, gdzie sztuka i historia są niemal namacalne, znaleźliśmy chwilę na szybkie głosowanie i pastę.

W Toskanii nawet dzień restowy to przygoda. Trasa do San Gimignano choć była krótka, ale jakże malownicza – wijąca się między winnicami i gajami oliwnymi. Miasteczko, ze swoimi kamiennymi wieżami, powitało nas (ponoć) najlepszymi lodami na świecie. To był dzień na złapanie oddechu, długie rozmowy i chłonięcie atmosfery średniowiecznych uliczek.

Dalsza droga prowadziła przez Sienę i legendarne odcinki Strade Bianche oraz l’Eroiki – miejsca, gdzie białe szutrowe drogi mają swoją historię. Tego dnia Toskanię czuliśmy pod kołami – jej suchość, jej twardość, ale i szlachetność. Uciekając przed deszczowymi chmurami, powitaliśmy Montepulciano jak nagrodę - kolejny raz udało się nie zmoknąć!

Ostatnie dni to eksploracja Val d’Orcia – samego serca Toskanii. To tam znajdują się najbardziej ikoniczne, pocztówkowe miejscówki regionu. Tam wszystko było intensywniejsze: kolory, zapachy, przestrzeń (i alergia na pylące trawy). Wjeżdżaliśmy do Pienzy obok drogi gladiatora, mijaliśmy mnóstwo bikepackerów biorących udział w Tuscany Trail i gubiliśmy się wzrokiem w nieskończoności pól.

Na deser, ostatniego dnia przejechaliśmy aż do Florencji, gdzie zakończyliśmy tę epicką przygodę – z wyśmienitą pizzą, lodami i świadomością, że przeżyliśmy coś wyjątkowego. Pięknie dziękujemy całej ekipie za wspólną przygodę. To był piękny czas, pełen dobrego gravelowania z odpowiednią dawką dolce vita. Toskanii mówimy „arrivederci”, ale z pewnością wrócimy – kto wie, może kolejnej wiosny?